Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Olbrychski D. ANIOY WOK GOWY.pdf
Скачиваний:
14
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
1.66 Mб
Скачать

Nie wyreżyserujesz już żadnego filmu?

Coś ty – odpowiedział – już mi się nie chce. Teraz najwyżej interesuje mnie rola producenta, a nie reżysera.

POWRÓT DO LAWKI

Po półtorarocznej przerwie grzecznie wróciłem do szkoły. Było to oczywiste, ale nie brakowało ludzi, którzy bardzo mi się dziwili.

– Po co tam wracasz?

A ja odpowiadałem coś o nauce, teatrze, karierze. Mama też mi w kółko powtarzała:

– Film, no dobrze, ale przecież teatr, teatr, teatr...

ANDRZEJ WAJDA: Uważałem, że Daniel powinien wrócić do szkoły. Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że to już niemożliwe. On był w zupełnie innym miejscu, gdzie mu tam szkoła była w głowie... Zresztą przez jakiś czas udawał, że chodzi na zajęcia. Ale już go wciągano do filmów, więc definitywnie dał sobie spokój z uczelnią.

Trafiłem na bardzo zdolny rok z Piotrkiem Fronczewskim i Andrzejem Sewerynem. Ale...

Filmy Wajdy i Morgensterna rozbudziły moją, zachłanność, szkoła nudziła mnie i irytowała. Tym bardziej że zmieniło się moje życie prywatne – zakładałem rodzinę, tkwiłem już w tzw. środowisku. Nadchodziły propozycje następnych ról filmowych.

Musiało zatem dojść do rozmowy z rektorem Kreczmarem.

– Swoją szkołę, chłopcze, skończyłeś w Popiołach – powiedział Kreczmar – i pewnie na tym nie koniec. Ucz się nadal, ale już nie w szkole teatralnej. A egzamin zdasz w przyszłym roku. Eksternistycznie. Wprawdzie to tylko papier, ale może ci się przydać. Powodzenia.

PROFESJONALISTA Z LICENCJĄ

Niestety, w następnym roku nie było egzaminów eksternistycznych. „kolejnych latach też nie. Uchodziłem już za artystę znanego, również w świecie. Ale mojego profesjonalizmu nie uznawano oficjalnie w związku zawodowym. Dość kłopotliwe... Certyfikat dostałem w końcu sporo po premierze Hamleta.

O egzaminie dowiedziałem się w trakcie Potopu. Przerwałem zdjęcia. Hoffman udzielił mi jednodniowego urlopu. Z Częstochowy przywieziono mnie do Warszawy, gdzie wieczorem zagrałem Hamleta, a potem do późna w nocy wertowałem podręczniki. Na egzaminie trzeba było zagrać scenkę przed komisją. Poprosiłem zatem Zosię Kucównę, żeby zechciała mi towarzyszyć.

Szedłem z biciem serca, nawet przez chwilę nie bagatelizowałem tego testu. Pamiętam, że gdy przyszedłem do Spatifu, na górę, zobaczyłem jakichś artystów, chodzących pojedynczo lub parami, powtarzających teksty. Bardzo zdenerwowanych. Aktorzy estradowi z Przemyśla, epizodysta z Jeleniej Góry, inspicjent z Radomia, który poczuł w sobie aktorski zew... Gdy zobaczyli Kucównę i mnie, trochę im ulżyło. Że my też musimy zdawać...

Wchodzimy. Jestem tak zdenerwowany, że nie widzę wyraźnie twarzy członków komisji. Przewodniczącym był na pewno Korzeniewski, oprócz niego Świderski i chyba jeszcze raz Rysia Hanin. Naprawdę nie pamiętam... Biorę zamach.

– „Matko, matko, matko...” – zaczynam, ale Korzeniewski natychmiast mi przerywa:

56

Wszyscy byliśmy na premierze Hamleta. Bardzo pani dziękujemy, pani Zofio, bardzo panu dziękujemy, panie Olbrychski. Dobrze, że potraktował nas pan poważnie i uznał pan za ważne formalne potwierdzenie pańskiego zawodowstwa. Z radością witamy pana w swoim gronie. Czy zapoznał się pan ze spisem lektur?

Nie tylko ze spisem, ale także z niektórymi lekturami – odpowiadam.

No i mogłem już spokojnie pójść do teatru, na tablicy ogłoszeń wywiesić zaświadczenie, żeby koledzy nie musieli się martwić, że przyszło im grywać z amatorem.

TAŃCZY , ŚPIEWA, SKACZE...

Jeszcze chodząc na wykłady, dostałem dwie propozycje filmowe jednocześnie: Bokser Juliana Dziedziny i Małżeństwo z rozsądku Stanisława Barei. Zwłaszcza główna rola w tym ostatnim filmie mocno mnie zdziwiła; miałem grać amanta, a przecież Jurek Zelnik po Faraonie był tak popularny, jak ja. I o niebo przystojniejszy... No, cóż, produkcja zażyczyła sobie dwojga najmodniejszych wówczas aktorów: Eli Czyżewskiej i mnie. Zapytano, czy potrafię śpiewać. Odpowiedziałem twierdząco, bo właśnie razem z Anią Prucnal śpiewaliśmy trochę w programie telewizyjnym Olgi Lipińskiej Listy śpiewające. I podobno nawet nieźle mi to szło... Wiele lat potem, gdy związałem się z Marylą Rodowicz, zrozumiałem, że nie umiem śpiewać jak zawodowi piosenkarze. Zarzuciłem śpiewanie. Na szczęście dla publiczności, jak mi się wydaje.

AGNIESZKA OSIECKA: Daniel przepadał za towarzystwem aktorów śpiewających, ale na wrocławskich przeglądach nie chciał występować. Najpierw aktorkom, potem kelnerkom, a potem miłym Cyganom z Niemiec, a wreszcie palaczom z kotłowni opowiadał:

– Dlaczego umiem tresować lwy? Bo jestem zawodowym treserem lwów. Dlaczego potrafię się boksować? Bo jestem zawodowym bokserem. A grać w filmach? Bo jestem zawodowym aktorem filmowym. Ale nie umiem śpiewać! Nie będę się ośmieszał! Widzę, jak moi koledzy ryczą do mikrofonów...

A potem zaczynał śpiewać wiązankę piosenek o Warszawie!!!

Ale w roku 1965 byłem na tyle odważny, że nauczyłem się kilku piosenek Dudusia Matuszkiewicza do słów Agnieszki Osieckiej. Żeby podtrzymać legendę kaskaderską, którą już wówczas cieszyłem się w środowisku, postanowiłem specjalnie do tego filmu nauczyć się salta. Zagrałem to potem w scenie bójki na Starówce... Ale wtedy głównie chciałem być nie „z rozsądku”, ale z miłości – mężem.

NA USTACH CZYŻEWSKIEJ

Ale Małżeństwo z rozsądku to przede wszystkim mój filmowy debiut erotyczny. W Popiołach Pola Raksa zaledwie musnęła mnie wargami w loży masońskiej. Z Beatą Tyszkiewicz mieliśmy jedną scenę miłosną, ale nie weszła do filmu. Została tylko chwila już po akcie miłosnym.

Za to poza planem – fascynacja... Otóż w Popiołach gwiazda ówczesnego polskiego baletu, Alicja Boniuszko, tańczyła słynny taniec z szalem. Po zdjęciach podeszła do mnie i – patrząc mi głęboko w oczy – powiedziała:

– Taniec, który będzie zarejestrowany na taśmie filmowej na wieki, jest twój. Dedykuję go tobie.

Wówczas wyznanie to nie miało dalszego ciągu, ale po latach wróciliśmy z Alicją do tej szczególnej dedykacji...

57

W Małżeństwie z rozsądku stanąłem naprzeciw Eli Czyżewskiej, wówczas najpopularniejszej polskiej artystki. Jej aktorstwo było naprawdę na światowym poziomie...

Mamy zagrać scenę namiętnego pocałunku. - Właściwie to ja pierwszy raz przed kamerą – mówię nieśmiało.

– No to masz dobry debiut – powiedziała Ela i wpiła mi się w usta tak cudownie, że aż zakręciło mi się w głowie. Oczywiście były duble: powtarzaliśmy to z przyjemnością. Ja przynajmniej na pewno.

Film Staszka Barei odniósł niesłychany sukces, chociaż nie cieszył się uznaniem krytyki. Podobnie jak cała jego twórczość. To był jeden z najmniej docenionych polskich reżyserów. Zupełnie niesłusznie. Jego filmy, zwłaszcza te późniejsze, robione we współpracy z Jackiem Fedorowiczem i Stasiem Tymem, miały wymiar literacki i polityczny. To było coś nieznanego w naszej szerokości geograficznej – robić dobre komedie. Któż to robił lepiej od Barei? No, może w pewnym okresie Czesi...

Dziś biję się w piersi, bo i ja nierzadko włączałem się do chóru głosów, które uważały Staszka za reżysera drugorzędnego. To była straszna krzywda. Za jego życia nie zdążyłem powiedzieć mu, jak bardzo cenię i kocham jego wszystkie filmy. Dziś już nie muszę tego mówić, bo po odejściu Barei nagle wszyscy zdali sobie sprawę, jak bardzo nam brakuje jego samego oraz jego nowych filmów.

BOKSER

„Polska Kronika Filmowa” zrealizowała reportaż o tym, jak przygotowuję się jednocześnie do dwóch filmów; przed południem na AWF-ie trenuję salta do Małżeństwa..., a po południu na ringu w Polonii walczę z Muniem Małeckim.

Oprócz Małeckiego lekcji boksu udzielał mi Komuda, dziecko Warszawy, trochę łobuziak, najbardziej cwany bokser Polonii. Był też Jurek Skoczek, wówczas wybijający się młody bokser wagi ciężkiej. Na ringu chyba nigdy się nie spotkaliśmy – za duża różnica wag – ale pomagał mi w treningach.

Potem był już obóz w Cetniewie, gdzie kręciliśmy zdjęcia do Boksera i gdzie codziennie minimum dwie godziny spędzałem „w klatce”, czyli na ringu. W Cetniewie poznałem Leszka Drogosza.

Naprawdę trudno go było trafić. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Specjalnie mnie prowokował, ściągał do narożnika, udając, że ja go tam zepchnąłem.

Widzę, że twarz Drogosza mam prawie na rękawicach, on czeka z opuszczonymi rękami, skurczybyk. Jestem naprawdę szybki, biję patrzę – Drogosza nie ma. Jest z tyłu!

Nie patrz mi na ręce, nie patrz w oczy, spójrz tylko, gdzie ja mam nogę – trenował mnie.

To jedyny sposób, żebym cię nie wykiwał.

Natychmiast się z nim zaprzyjaźniłem. Drogosz mógłby być mistrzem w każdej dziedzinie życia i w każdej dyscyplinie sportu. Za cokolwiek się brał, to wszystko mu wychodziło i wszystkich ogrywał. Gdyby przyłożył się do tenisa, niechybnie zostałby wielkim tenisistą. Ale tak się złożyło, że Leszek wybrał boks. Czarujący, miły, dowcipny człowiek. Świadkiem na moim pierwszym ślubie został z przyjaźni. Nie z powodów snobistycznych. Przyjaźń trwa nadal, choć widujemy się rzadko.

58

NOKAUT

W Bokserze najbardziej męcząca była ostatnia walka, którą kręciliśmy w hali bydgoskiego „Zawiszy”. Moim przeciwnikiem w finałowym pojedynku olimpijskim był Wołodkiewicz, bokser „Błękitnych” Kielce, którego wybrał specjalnie Drogosz, bo stylem bicia przypominał do złudzenia bokserów radzieckich. A ja przecież w filmowym finale igrzysk walczę z Rosjaninem!

Wołodkiewicz był dobrym pierwszoligowym bokserem. Gdybyśmy bili się naprawdę, pewnie by wygrał, ale nie dałbym się rozbić. Byłem od niego szybszy, choć nie byłem tak doświadczony, jak on.

Owe ekranowe dziewięć minut kręciliśmy przez trzy dni! Nieprawdopodobna liczba ujęć. To się tylko tak mówi – przecież to na niby... Prawda, ale na niby trzeba robić to samo, co naprawdę: wyprowadzać ciosy, przyjmować ciosy na siebie, uderzenia muszą dochodzić itd. Przeciętny bokser walczy dwa razy w tygodniu, a my po ringu skakaliśmy przez osiem godzin, potem chwila przerwy i jeszcze jedno ujęcie, jakieś powtórzenie, kamera z jednej i z drugiej strony. Obydwaj z Wołodkiewiczem przyjęliśmy na siebie tyle ciosów, ile bokser przyjmuje średnio w ciągu roku. Mój filmowy przeciwnik przez rok nie pokazywał się na treningach. Miał dosyć. A ja cierpiałem na bóle i zawroty głowy, dłonie bolały mnie jak wszyscy diabli. Znalazłem się nawet w szpitalu, z podejrzeniem wstrząsu mózgu, ale wypisałem się na własną prośbę i pojechałem na zdjęcia do Jowity.

W hali „Zawiszy” przy linach stał Feliks Stamm i przyglądał się tej walce na niby. Nie wytrzymał.

Dobrze, zwód, lewym w brzuch – usłyszałem instrukcje słynnego trenera – znów zwód, podwójny sierp, lewym w głowę, odskok, prawa! Jak automat wykonałem to wszystko... a Wołodkiewicz leży na deskach. Tego nie było w scenariuszu. Bokser natychmiast się zerwał, spojrzał ogłupiały w stronę kamery – ten moment jest w filmie. Zdjęcia, oczywiście, od razu przerwaliśmy. Stamm opowiadał później przy barze:

Zauważyłem, że Wołodkiewicz popełnia błąd, więc od razu przekazałem to przeciwnikowi. Olbrychski zareagował prawidłowo. Ciosy doszły. Normalne – przecież uczyłem go parę miesięcy... Poprawił prawą, trafił w brodę, zawodnik padł. Ale co zrobił międzynarodowy sędzia Kowalski? Zaczął liczyć Wołodkiewicza, nie odesławszy wcześniej Olbrychskiego do narożnika. Świadczy to o tym, że film może zawrócić w głowie nawet najpoważniejszym ludziom.

Impulsem do napisania scenariusza Boksera była historia Mariana Kasprzaka, doskonałego boksera, który miał kłopoty osobiste, uderzył milicjanta i wylądował w więzieniu. Potem wyszedł i gdy wydawało się, że jest skończony, Stamm postawił na niego, wystawiając w reprezentacji olimpijskiej. Na igrzyskach Kasprzak doszedł do finału. I wygrał.

W eliminacjach złamał kciuk. Ta scena też jest w filmie.

Czemu go nie uderzyłeś? – pyta Stamm.

Nie mogłem, kciuk mam złamany...

No to co, mam cię poddać?

Nie. Ładujemy dalej.

A potem, w trakcie dekoracji, gdy Rosjanin zobaczył, że Polak ma rękę w gipsie, złapał się za głowę, gdyż nie potrafił tego wykorzystać...

Stamm... Siedzimy przy barze w Cetniewie. Trener z młodą narzeczoną, ja – z Moniką Dzienisiewicz. Trochę koniaku, długa dyskusja o boksie. Na sąsiednim stołku Drogosz przysłuchuje się naszej rozmowie.

My tu o boksie, a obok się panie nudzą... – sumituje się Stamm.

No to zdrowie! Będę ci mówił Daniel, a ty mi...

59

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]