Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
W.Szymborska.doc
Скачиваний:
6
Добавлен:
09.05.2015
Размер:
771.07 Кб
Скачать

Akrobata Szymborska Wisława

Z trapezu na

na trapez, w ciszy po

po nagle zmilkłym werblu, przez

przez zaskoczone powietrze, szybszy niż

niż ciężar ciała, które znów

znów nie zdążyło spaść.

Sam, Albo jeszcze mniej niż sam,

mniej, bo ułomny, bo mu brak

brak skrzydeł, brak mu nbardzo,

brak, który go zmusza

do wstydliwych przefrunięć na nieupierzonej

już tylko nagiej uwadze.

Mozolnie lekko,

z cierpliwą zwinnością,

w wyrachowanym natchnieniu. Czy widzisz,

jak on się czai do lotu, czy wiesz,

jakon spiskuje od słowy do stóp

przeciw takiemu, jakim jest, czy wiesz, czy widzisz,

jak chytrze się przez dawny kształt przewleka i

żeby pochwycić w garść rozkołysany świat

nowo zrodzone z siebie wyciąga ramiona -

piękniejsze pansd wszystko w jednej tej

w tej jednej, która zresztą już minęła, chwili.

Atlantyda Szymborska Wisława

Istnieli albo nie istnieli.

Na wyspie albo nie na wyspie.

Ocean albo nie ocean

połknął ich albo nie.

Czy było komu kochać kogo?

Czy było komu walczyć z kim?

Działo się wszystko albo nie

tam albo nie tam.

Miast siedem stało.

Czy na pewno?

Stać wiecznie chciało.

Gdzie dowody?

Nie wymyślili prochu, nie.

Proch wymyślili, tak.

Przypuszczalni. Wątpliwi.

Nie upamiętnieni.

Nie wyjęci z powietrza,

z ognia, z wody, z ziemi.

Nie zawarci w kamieniu

ani w kropli deszczu.

Nie mogący na serio

pozować do przestróg.

Meteor spadł.

To nie meteor.

Wulkan wybuchną.

To nie wulkan.

Ktoś wołał coś.

Niczego nikt.

Na tej plus minus Atlantydzie.

Ballada Szymborska Wisława

To ballada o zabitej,

która nagle z krzesła wstała.

Ułożona w dobrej wierze,

napisana na papierze.

Przy nie zasłoniętym oknie,

w świetle lampy rzecz się miała.

Każdy, kto chciał, widzieć mógł.

Kiedy się zzamknęły drzwi

i zabójca zbiegł ze schodów,

ona wstała tak jak zywi

nagłą ciszą obudzeni.

Ona wstała, rusza głową

i twardymi jak z pierścionka

oczami patrzy po kątach.

Nie unosi się w powietrzu,

ale po zwykłej podłodze,

po skrzypiących deskach stąpa.

Wszystkie po zabójcy ślady

pali w piecu. Aż do szczętu

fotografii, do imentu

sznurowadła z dna szuflady.

Ona nie jset uduszona.

Ona nie jest zastrzelona.

Niewidoczną śmierć poniosła.

Może dawać znaki życia,

płakać z różnych drobnych przyczyn,

nawet krzyczeć z przerażenia

na widok myszy

Tak wiele

jest słabości i śmieszności

nietrudnych do podrobienia.

Ona wstała, jak się wstaje.

Оna chodzi, jak się chodzi.

Nawet śpiewa czesząc włosy,

które rosną.

Bez tytułu Szymborska Wisława

Tak bardzo pozostali sami,

tak bardzo bez jednego słowa

I w takiej niemiłości, ze cudu są godni -

gromu z wysokiej chmury, obrócenia w kamień.

Dwa miliony nakłądu greckiej mitologii,

ale nie ma ratunku dla niego i dla niej.

Gdyby ktoś chociaż stanął w drzwiach,

cokolwiek, choć na chwilę, zjawiło się, znikło,

pocieszne, smutne, zewsząd, znikąd,

budzące śmiech albo strach.

Ale nic się nie zdarzy. Żadne, samo z siebie,

nieprawdopodobieństwo. Jak w mieszczańskiej dramie

będzie to prawidłowe do końca rozstanie,

nie uświetnione nawet dziurą w niebie.

Na ściany niezachwianym tle,

żałośni jedno dla drugiego,

stoją naprzeciw lustra, gdzie

nic prócz odbicia dorzecznego.

Nic prócz odbicia dwojga osób.

Materia ma się na baczności.

Jak długa i szeroka, i wysoka,

na ziemi i na niebie, i po bokach

pilnuje przyrodzonych losów

- jak gdyby od sarenki nagłej w tym pokoju

musiało runąć Universum.

Cebula Szymborska Wisława

Сo innego cebula. Ona nie ma wnętrzności. Jest sobą na wskroś cebulą, do stopnia cebuliczności. Cebulasta na zewnątrz, cebulowa do rdzenia, mogłaby wejrzeć w siebie cebula bez przerażenia.

W nas obczyzna i dzikość ledwie skórą przykryta, inferno w nas interny,

anatomia gwałtowna,

a w cebuli cebula,

nie pokrętne jelita.

Ona wielekroć naga,

do głębi itympodobna.

Byt niesprzeczny cebula,

udany cebula twor.

W jednej po prostu druga,

w większej mniejsza zawarta,

a w następnej kolejna,

czyli trzecia i czwarta.

Dośrodkowa fuga.

Echo złożone w chór.

Cebula, to ja rozumiem:

najnadobniejszy brzuch świata.

Sam sie aureolami

na własną chwałę oplata.

W nas - tłuszcze, nerwy, żyły,

śluzy i sekretności.

I jest nam odmówiony

idiotyzm doskonałości.

Chwila Szymborska Wisława

Idę stokiem pagórka zazielenionego.

Trawa, kwiatuszki w trawie

jak na obrazku dla dzieci.

Niebo zamglone, już błękitniejące.

Widok na inne wzgórza rozlega się w ciszy.

Jakby tutaj nie było żadnych kambrów, sylurów,

skał warczących na siebie,

wypiętrzonych otchłani,

żadnych nocy w płomieniach

i dni w kłębach ciemności.

Jakby nie przesuwały się tędy niziny

w gorączkowych malignach,

lodowatych dreszczach.

Jakby tylko gdzie indziej burzyły się morza

i rozrywały brzegi horyzontów.

Jest dziewiąta trzydzieści czasu lokalnego.

Wszystko na swoim miejscu i w układnej zgodzie.

W dolince potok mały jako potok mały.

Ścieżka w postaci ścieżki od zawsze do zawsze.

Las pod pozorem lasu na wieki wieków i amen,

a w górze ptaki w locie w roli ptaków w locie.

Jak okiem sięgnąć, panuje tu chwila.

Jedna z tych ziemskich chwil

proszonych, żeby trwały.

Chwila w Troi Szymborska Wisława

Małe dziewczynki

chude i bez wiary,

że piegi znikną z policzków,

nie zwracające niczyjej uwagi,

chodzące po powiekach świata,

podobne do tatusia albo do mamusi

szczerze tym przerażone,

znad talerza

znad książki

sprzed lustra

porywane bywają do Troi.

W wielkich szatniach okamngnienia

przeobrażają się wpiękne Heleny.

Wstępują po królewskich schodach

w szumie podziwu i długiego trenu.

Czują się lekkie. Wiedzą, że

piękność to wypoczynek,

że mowa sensu ust nabiera,

a gesty rzeźbią się same

w odniechceniu natchnionym.

Twarzyczki ich,

warte odprawy posłów,

dumnie sterczą na szyjach

godnych oblężenia.

Bruneci z filmów,

bracia koleżanek,

nauczyciel rysunków,

ach, polegną wszyscy.

Mae dziewczynki

z wieży uśmiechu

patrzą na katastrofę.

Małe dziewczynki

ręce załamują

w upajającym obrzędzie obłudy.

Małe dziewczynki

na tle spustoszenia

w diademie płonącego miasta

z kolczykami lamentu powszechnego w uszach.

Blade i bez jednej łzy.

Syte widoku. Tryumfalne.

Zasmucone tym tylko,

że trzeba powrócić.

Małe dziewczynki

powracające.

Cień Szymborska Wisława

Mój cień jak błazen za królową.

Kiedy królowa z krzesła wstanie,

błazen nastroszy się na ścianie

i stuknie w sufit głupią głową.

Co może na swój sposób boli

w dwuwymiarowymświacie. Może

błaznowi źle na moim dworze

i wolałby się w innej roli.

Królowa z okna się wychyli,

a błazen z okna skoczy w dół,

to wszystko, na co nie mam sił

- koronę, berło, płaszcz królewski.

Będę, ach, lekka wruchu ranion,

ach, lekka w odwróceniu głowy,

królu, przy naszym pożegnaniu,

królu, na stacji kolejowej.

Królu, to błazen o tej porze,

królu, położy się na torze,

Clochard Szymborska Wisława

W Paryżu, w dzień poranny aż do zmierzchu,

w Paryżu jak

w Paryżu który

(o święta naiwności opisu, wspomóż mnie!)

w ogrodzie koło kamiennej aktedry

(nie zbudowano jej, o nie,

zagrano ją na lutni)

zasnął w sarkofagowej pozie

clochard, mnich świecki, wyrzeczeniec.

Jeżeli nawet miał coś - to utracił,

a utraciwszy, nie pragnie odzyskać.

Należy mu się jeszcze żołd za podbój Galii -

przebolał, już nie stoi o to.

Nie zapłacono mu w piętnastym wieku

za pozowanie na lewego łotra -

zapomniał, przestał czekać już.

Zarabia na czerwone wino

strzyżeniem okolicznych spsów.

Śpi z miną wynalazcy snów

do słońca wyroiwszy brodę.

Odkamieniają sę szare chimery

(fruwały, niżły, małpierze i ćmięta,

grzaby, znienacki, głowy samonogie,

wieloractwo, gotyckie allegro vivace)

i przyglądają mu się z ciekawością,

jakiej nie mają dla nikogo z nas,

roztropny Piotrze,

czynny Michale,

zaradna Ewo,

Barbaro, Klaro.

Conversa com a pedra. Szymborska Wisława

Bato à porta da pedra.

- Sou eu, deixa-me entrar.

Quero penetrar no teu interior,

olhar ao redor,

prender-te como a respiração.

- Sai - diz a pedra.

Sou hermeticamente fechada.

Mesmo quebradas em pedaços

vamos ficar hermeticamente fechadas.

Mesmo trituradas em grãos

não vamos deixar ninguém entrar.

Bato à porta da pedra.

- Sou eu, deixa-me entrar.

Venho por curiosidade pura.

A vida é a única ocasião para ela.

Pretendo passear pelo teu palácio,

e depois visitar a folha e a gota d"água.

Não tenho muito tempo para tanto.

Minha mortalidade deveria te comover.

- Sou de pedra - diz a pedra -

e sou obrigada a manter a seriedade.

Sai daqui.

Não tenho os músculos do riso.

Bato à porta da pedra.

- Sou eu, deixa-me entrar.

Ouvi dizer que em ti há grandes salas vazias,

nunca vistas, inutilmente lindas,

surdas, sem eco de passos de quem quer que seja.

Reconhece, tu mesma não sabes muito sobre isto.

- Salas grandes e vazias - diz a pedra -

mas nelas lugar não há.

Lindas, talvez, mas além do gosto

de teus pobres sentidos.

Podes me conhecer, mas me provar nunca.

Com toda a minha superfície me volto para ti,

mas com todo o meu interior te dou as costas.

Bato à porta da pedra.

- Sou eu, deixa-me entrar.

Não busco em ti um refúgio para a eternidade.

Não sou infeliz.

Não estou desabrigada.

Meu mundo é digno de retorno.

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]