Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
W.Szymborska.doc
Скачиваний:
7
Добавлен:
09.05.2015
Размер:
771.07 Кб
Скачать

Irma. Brygida. Może Fryderyka.

Ma lat dwadzieścia dwa albo niewiele więcej.

Zna trzy języki obce konieczne w podróżach.

Firma, w której pracuje, poleca na eksport

Najlepsze materace tylko z włókien sztucznych.

Eksport zbliża narody.

Beata. Ulryka. Może Hildegarda.

Piękna nie, ale wysoka i szczupła.

Policzki, szyja, piersi, uda, brzuch

W pełnym właśnie rozkwicie i blasku nowości

Radośnie bosa na plażach europy

Rozpuszcza jasne włosy, długie aż do kolan.

Nie radzę ścinać - powiedział jej fryzjer -

Raz ścięte już tak bujnie nie odrosną nigdy.

Proszę mi wierzyć.

To jest rzecz sprawdzona

tausend - und tausendmal.

Noc Szymborska Wisława

I rzekł Bóg: Weźmij syna twego jednorodzonego,

którego miłujesz, Izaaka, a idź z nim do ziemi

Moria i tam go ofiarujesz na całopalenie na

jednej z gor, którą tobie wskażę.

Co takiego zrobił Izaak,

proszę księdza katechety?

Może piłką wybił szybę u sąsiada?

Może rozdarł nowe spodnie,

gdy przechodził przez sztachety?

Kradł ołówki?

Płoszył kury?

Podpowiadał?

Niech dorośli

leżą sobie w głupim śnie,

ja tej nocy

muszę czuwać aż do rana.

Ta noc milczy,

ale milczy przeciw mnie

i jest czarna

jak gorliwość Abrahama.

Gdzie się skryję,

gdy biblijne oko boże

spocznie na mnie

jak spoczęło na Izaaku?

Stare dzieje

Bóg, gdy zechce, wskrzesić może.

Więc naciągam koc na głowę

w mrozie strachu.

Coś niebawem zabieleje przed oknami,

ptakiem, wiatrem

po pokoju zaszumi.

Ale przecież nie ma ptaków

z tak wielkimi skrzydłami,

ani wiatru

w takiej długiej koszuli.

Pan Bog uda,

że wefrunął przypadkiem,

że to wcale a wcale nie tutaj,

a potem weźmie ojca

do kuchni na konszachty,

z dużej trąby mu w uszy zadmucha.

A gdy jutro skoro świt

ojciec w drogę mnie zabierze,

pójdę, pójdę

pociemniała z nienawiści.

W żadną dobroć, w zadną miłość

nie uwierzę,

bezbronniejsza

od listopadowych liści.

Ani ufać,

nic nie warte jest ufanie.

Ani kochać,

żywe serce nosić w piersiach.

Gdy się stanie, co się stać ma,

gdy się stanie,

bić mi będzie grzyb suszony

zamiast serca.

Czeka Pan Bóg

i z balkonu chmur spoziera,

czy się ładnie, czy się równo

stos zapali

i zobaczy,

jak na przekór się umiera,

bo ja umrę,

nie pozwolę się ocalić!

Od tej nocy

ponad miarę złego snu,

od tej nocy

ponad miarę samotności,

zaczął Pan Bog

pomalutku

dzień po dniu

przeprowadzkę

z dosłowności

do przenośni.

Notatka Szymborska Wisława

W pierwszej gablocie

leży kamień.

Widzimy na nim

niewyraźną rysę.

Dzieło przypadku,

jak mówią niektórzy.

W drugiej gablocie

część kości czołowej.

Trudno ustalić -

zwierzęcej czy ludzkiej.

Kość jak kość.

Idźmy dalej.

Tu nic nie ma.

Zostało tylko

stare podobieństwo

iskry skrzesanej za kamienia

do gwiazdy.

Rozsunięta od wieków

przestrzeń porównania

zachowała się dobrze.

To ona

wywabiła nas z wnętrza gatunku,

wywiodła z kręgu snu

sprzed słowa sen,

w którym, co żywa,

rodzi się zawsze

i umiera bez śmierci.

To ona

obróciła naszą głowę w ludzką

od iskry do gwiazdy,

od jednej do wielu,

od każdej do wszystkich,

od skroni do skroni

i to, co nie ma powiek,

otworzyła w nas.

Z kamienia

uleciało niebo.

Kij rozgałęził się

w gęstwinę końców.

Wąż uniósł żądło

z kłębka swoich przyczyn.

Czas się zatoczył

w słojach drzew.

Rozmnożyło sie w echu

wycie zbudzonego.

W pierwszej gablocie

leży kamień.

W drugiej gablocie

część kości czołowej.

Ubyliśmy zwierzętom.

Kto ubędzie nam.

Przez jakie podobieństwo.

Czego z czym porównanie.

O terrorista, ele observa Szymborska Wisława

A bomba explodirá no bar às treze e vinte.

Agora são apenas treze e dezesseis.

Alguns terão ainda tempo para entrar;

alguns, para sair.

O terrorista já está do outro lado da rua.

A distância o protege de qualquer perigo.

E, bom, é como assistir a um filme.

Uma mulher de casaco amarelo, ela entra.

Um homem de óculos escuros, ele sai.

Jovens de jeans, eles conversam

Treze e dezessete e quatro segundos.

Aquele mais baixo, ele se salvou, sai de lambreta.

E aquele mais alto, ele entra.

Treze e dezessete e quarenta segundos.

A moça ali, ela tem uma fita verde no cabelo.

Mas o ônibus a encobre de repente.

Treze e dezoito.

A moça sumiu.

Era tola o bastante para entrar, ou não?

Saberemos quando retirarem os corpos.

Treze e dezenove.

Ninguém mais parece entrar.

Um careca obeso, no entanto, está saindo.

Procura algo nos bolsos e

às treze e dezenove e cinqüenta segundos

ele volta para pegar suas malditas luvas.

São treze e vinte.

O tempo, como se arrasta.

É agora.

Ainda não.

Sim, agora.

A bomba,

ela explode.

Obmyślam świat Szymborska Wisława

Obmyślam świat, wydanie drugie,

wydanie drugie, poprawione,

idiotom na śmiech,

melancholikom na płacz,

łysym na grzebień,

psom na buty.

Oto rozdział:

Mowa Zwierząt i Roślin,

gdzie przy każdym gatunku

masz słownik odnośny.

Nawet proste dzień dobry

wymienione z rybą

ciebie, rybę i wszystkich

przy życu umocni.

Ta, dawno przeczuwana,

nagle w lawie słów

inprowizacja lasu!

Ta epika słów!

Te aforyzmy jeża

układane gdy

jesteśmy przekonani,

że, nic tylko śpi!

Czas (rozdział drugi)

ma prawo wtrącania się

we wszystko czy to złe, czy dobre.

Jednakże - ten, co kruszy góry,

oceany przesuwa i który

obecny jest przy gwiazd krążeniu,

nie będzie mieć najmniejszej władzy,

bo zbyt obojęci, z nastroszoną

duszą jak wróblem na ramieniu

Starość to tylko morał

przy życiu zbrodniarza.

Ach więc wszyscy młodzi!

Cierpienie (rozdział trzeci)

ciała nie zniewala.

Śmierć,

kiedy śpisz, przychodzi.

A śnić bedziesz,

że wcale nie trzeba oddychać,

że cisza bez oddechu

to niezła muzyka,

jesteś mały jak iskra

i gaśniesz do taktu.

Śmierć tylko taka. Bólu więcej

miałeś trzymając róże w ręce

i większe czułeś przerażenie

widząc, że płatek spadł na ziemie.

Świat tylko taki. Tylko tak

żyć. I umierać tylko tyle.

A wszystko inne - jest jak Bach

chwilowo grany

na pile.

Obóz głodowy pod Jasłem Szymborska Wisława

Napisz to. Napisz. Zwykłym atramentem

na zwykłym papierze: nie dano im jeść,

wszyscy pomarli z głodu. Wszyscy. Ilu?

To duza łąka. Ile trawy

przypadło na jednego? Napisz: nie wiem.

Historia zaokrągla szkielety do zera.

Tysiąc i jeden to wciaz jeszcze tysiąc.

Ten jeden, jakby go wcale nie było:

płód urojony, kołyska próżna,

elementarz otwarty dla nikogo,

powietrze, które śmieje się, krzyczy i rośnie,

schody dla pustki zbiegającej do ogrodu,

miejsce niczyje w szeregu.

Jesteśmy na tej łące, gdzie stało się ciałem.

A ona milczy jak kupiony świadek.

W Słońcu. Zielona. Tam opodal las

do żucia drewna, do picia spod kory -

porcja widoku całodzienna,

póki się nie oślepnie. W górze ptak,

który po ustach przesuwał się cieniem

pożywnych skrzydeł. Otwierały sie szczęki,

uderzał ząb o ząb.

Nocą na niebie błyskał sierp

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]