- •Istnieli albo nie istnieli.
- •I w takiej niemiłości, ze cudu są godni -
- •Vou entrar e sair com as mãos vazias.
- •I bucha gromki kto co śmiech.
- •Ilość mieszkańców sześćdziesiąt pięć groszy
- •Imienia nie plam zdradą"
- •I tłumiąc chichot
- •I lutnia ani brzęknie o szarej godzinie.
- •I unosi od spodu.
- •I samych poetów,
- •Irma. Brygida. Może Fryderyka.
- •I żal na śnione chleby.
- •I był śmiech, że mam ojca z kokardą na głowie.
- •I odpoczywam od żywych tajemnic.
- •I aparatu filmowego. Tak, zna te przyrządy.
- •I aparatu filmowego. Tak, zna te przyrządy.
- •I z tchem zapartym patrzą we wszystko im jedno,
- •I tylko któraś kostka świętuje we mnie rocznicę.
- •I stoi stojąc na stole.
- •I wybiegła ze sceny zaniepokojona,
- •I z konieczności muszę zachować powagę.
- •I jeszcze chwilę wypełnia nas radość
- •I czaszki dotykalne jak jutrzejszy księżyc.
- •Idź sobie, nie mam czasu.
- •I tylko bardzo już koniecznej reszty;
- •I mogłyby mnie dawno w niebo wziąć,
- •I nadmiar wiekuisty, I kłopoty,
- •I cokolwiek się dzieje, to tak jak za scianą.
- •I nie ma się gdzie podziać
I bucha gromki kto co śmiech.
Dość. Spojrzał król spd pióropusza,
na konia wsiada, w drogę rusza.
A za nim w trąg trąbieniu, w bębnieniu bębenków
kto co armia złożona z kogo czego z węzełków
na kogo co na bój.
Lenin Szymborska Wisława
o Leninie (z wiersza "Lenin")
Że w bój poprowadził krzywdzonych,
że trwałość zwycięstwu nadał,
dla nadchodzących epok
stawiając mocny fundament -
grób, w którym leżał ten
nowego człowieczeństwa Adam,
wieńczony będzie kwiatami
z nieznanych dziś jeszcze planet.
Liczba Pi Szymborska Wisława
Podziwu godna liczba Pi
trzy koma jeden cztery jeden.
Wszystkie jej dalsze cyfry też są początkowe,
pięć dziewięć dwa ponieważ nigdy się nie kończy.
Nie pozwala się objąć sześć pięć trzy pięć spojrzeniem
osiem dziewięć obliczeniem
siedem dziewięć wyobraźnią,
a nawet trzy dwa trzy osiem żartem, czyli porównaniem
cztery sześć do czegokolwiek
dwa sześć cztery trzy na świecie.
Najdłuższy ziemski wąż po kilkunastu metrach się urywa
podobnie, choć trochę później, czynią węże bajeczne.
Korowód cyfr składających się na liczbę Pi
nie zatrzymuje się na brzegu kartki,
potrafi ciągnąc się po stole, przez powietrze,
przez mur, liść, gniazdo ptasie, chmury, prosto w niebo,
przez całą nieba wzdętość i bezdenność.
O, jak krótki, wprost mysi, jest warkocz komety!
Jak wątły promień gwiazdy, że zakrzywia się w lada przestrzeni!
A tu dwa trzy piętnaście trzysta dziewiętnaście
mój numer telefonu twój numer koszuli
rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty trzeci szóste piętro
Ilość mieszkańców sześćdziesiąt pięć groszy
obwód w biodrach dwa palce szarada i szyfr,
w którym słowiczku mój a leć, a piej
oraz uprasza się zachować spokój,
a także ziemia i niebo przeminą,
ale nie liczba Pi, co to to nie,
ona wciąż swoje niezłe jeszcze pięć,
nie byle jakie osiem,
nieostatnie siedem,
przynaglając, ach, przynaglając gnuśną wieczność
do trwania.
List Edwarda Dembowskiego do ojca Szymborska Wisława
Świadomy drogi swej
bardziej niż ptak odlotny
- piszę do ciebie list,
ojcze mój, kasztelanie.
Piszę ostatni raz,
więc karty dotknij,
jako i ja dotykam jej
- na pożegnanie.
Widzę rodzinny dwór
w klonowych wieńcach.
Stanołeś w drzwiach,
stopę na progu kładąc.
Wołałeś: "Wróć!
Otrząśnij się z szaleństwa!
Tu jest twój świat!
Imienia nie plam zdradą"
Bo zdradą dla was jest
odwaga myśli,
szaleństwem dla was jest
uczciwość serca,
a ślepcem dla was ten,
kto świat zobaczył przyszły,
a kto wam przeczy praw,
ten jest blużnierca.
Ja wam zaprzeczam praw.
Do lasów, rzek i roli,
Do ziarna i do żniw.
Do plonu z cudzej pracy.
Do pańszczyżnianej wsi.
Do chleba i do soli.
Nawet do słów,
którymi zarządzacie.
O, gamo słów
z wysokich spadająca progów!
Dudnienie pustych skrzyń,
grzechocie szczerbatego dzbana!
Ojczyzna... Lud...
O wolność... Dla Narodu...
Przez kogo ta
melodia sfałszowana?
Wolności chcecie - tak,
ale dla siebie tylko.
W jej zatrzaśnięcie drzwi
stukacie sygnetami.
A lud - niech czeka lud
w niewoli milcząc.
A bat - niech fruwa bat,
niech gwiżdże nad grzbietami...
Jam tylko krwią jest z waszej krwi
i tylko kością z waszej kości,
a sercem - już nie z waszej woli.
Odchodzę w kurny świat
budzić go do wolności,
rozniecać gniew,
rozjątrzać to, co boli.
Bo to już wielki czas
na wszystkie ludy wołać:
Co siłą odebrane wam
- siłą odbierzcie!
Krzywda zniszczalna jest!
Zniszczalna jest niewola!
Zniszczalne wszelkie zło!
Uwierzcie w to, uwierzcie!
Nie będzie panem pan
a sługą sługa.
Przegrzmi za gromem grom
wyzwalającej burzy
i przyjdzie czas,
że każda orna gruda
spólnocie wyda plon,
jej będzie służyć!
Ściągają mnie
żandarmi trzech zaborów.
Kto im wskazuje ślad:
"tędy a tędy idżcie"?
Jest takich dość.
Znam okna takich dworów,
ten w oknach szept,
ten wzrok zmrużony chytrze...
Na samą myśl
aż pióro się ugina
i ołowieje dłoń,
i w skroniach tętnią dzwony.
Ojcze, nie rzucaj klątw
na wyrodnego syna.
Widzisz, do gorszych prób
twój syn przyzwyczajony.
Bolejesz, wiem.
Rumienisz się w salonach,
gdzie mówią o mnie tak,
jak mówi się o martwych.
Podnosi brwi
hrabina urażona
i wzdycha ksiądz
nabożnie patrząc w karty.
Wolno ci spalić list,
lub w gniewie drzeć na części,
tylko się, ojcze, strzeż
płakać nade mną.
Bo wybrał piękny los
i poznał wszelkie szczęście,
kto w burzy czas
błyskiem rozrywa ciemność.
Żegnaj. Wiruje wiatr.
Trzeba mi dalej w drogę
Listy umarłych Szymborska Wisława
Czytamy listy umarłych jak bezradni bogowie,
ale jednak bogowie, bo znamy późniejsze daty.
Wiemy, które pieniądze nie zostały oddane.
Za kogo prędko za mąż powychodziły wdowy.
Biedni umarli, zaślepieni umarli,
oszukiwani, omylni, niezgrabnie zapobiegliwi.
Widzimy miny i znaki robione za ich plecami.
Łowimy uchem szelest dartych testamentów.
Siedzą przed nami śmieszni jak na bułkach z masłem,
albo rzucają się w pogoń za zwianymi z głów kapeluszami.
Ich zły gust, Napoleon, para i elektryczność,
ich zzabójcze kuracje na uleczalne choroby,
niemądra apokalipsa według świętego Jana,
fałszywy raj na ziemi według świętego Jana Jakuba...
Obserwujemy w milczeniu ich pionki na szachownicy,
tyle że przesunięte o trzy pola dalej.
Wszystko, co przewidzieli, wypadło zupełnie inaczej,
albo trochę inaczej, czyli także zupełnie inaczej.
Najgorliwsi wpatrują się nam ufnie w oczy,
bo wyszło im z rachunku, że ujrzą w nich doskonałość.
Małpa Szymborska Wisława
Wcześniej niż ludzie wygnana z raju,
bo oczy miała tak zaraźliwe,
że rozglądając się po ogródku
nawet anioły grążyła w smutku
nieprzewidzianym. Z tego względu
musiała, chociaż bez pokornej zgody,
założyć tu na ziemi swje świetne rody.
Skoczna, chwytna i baczna, do dziś gracyę ma
przez y pisaną, z trzeciorzędu.
Czczona w Europie dawnym, z orionem
pcheł w srebrnej od świętości grzywie,
słuchała arcymilcząc frasobliwie,
czego chcą od niej. Ach, nieumierania.
I odchodziła chwiejąc rumianym kuperkiem
na znak, że nie poleca ani nie zabrania.
W Europie duszę jej odjęto,
ale przez nieuwagę zostawiono ręce
i pewien mnich malując świętą
przydał jej dłonie wąziutkie, zwierzęce.
Musiała święta
łaskę jak orzeszek brać.
Ciepłą jak noworodek, drżącą jak staruszek
przewoziły okręty na królewskie dwory.
Skowytała wzlatując na złotym łańcuchu
w swoim fraczku markizim w papuzie kolory.
Kasandra. Z czego tu się śmiać.
Jadalna w Chinach, stroi na półmisku
miny pieczone albo gotowane.
Ironiczna jak brylant w fałszywej oprawie.
Podobno ma subtelny smak
jej mózg, któremu czegoś brak,
jeżeli prochu nie wymyślił.
W bajkach osamotniona i niepewna
wypełnia wnętrza luster grymasami,
kpi z siebie, czyli daje dobry przykład
nam, o sobie wie wszystko jak uboga krewna,
chociaż się sobie nie kłaniamy.
Martwa natura z balonikiem Szymborska Wisława
Zamiast powrotu wspomnień
w czasie umierania
zamawiam sobie powrót
pogubionych rzeczy.
Oknami, drzwiami parasole,
walizka, rękawiczki, płaszcz
zebym mogła powiedzieć:
Na co mi to wszystko.
Agrafki, grzebień ten i tamten
róża z bibuły sznurek, nóż,
żebym mogła powiedzieć:
Niczego mi nie zal.
Gdziekowiek jesteś, kluczu,
staraj się przybyć w porę,
zebym mogła poiwiedzieć:
Rdza, mój drogi, rdza.
Spadnie chmura zaświadczeń
Przepustek i ankiet,
żebym mogła powiedzieć:
Słoneczko zachodzi.
Zegarku, wypłyń z rzeki,
pozwól się wziąć do ręki,
żebym mogła powiedzicę:
Udajesz godzinę.
Znajdzie się też balonik
porwany przez wiatr,
żebym mogła powiedzieć:
Tutaj nie ma dzieci.
Odfruń w otrarte kno,
odfruń w szeroki świat,
niech ktoś zawoła: O!
żebym zapłakać mogła.
Miłość od pierwszego wejrzenia Szymborska Wisława
Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność jest piękniejsza.
Sądzą, że skoro nie
znali się wcześniej,
nic miedy nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?
Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamietają -
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś ,,przepraszam\'\' w ścisku?
głos ,,pomyłka\'\' w słuchawce?
- ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamietają.
Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.
Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im droge