- •Istnieli albo nie istnieli.
- •I w takiej niemiłości, ze cudu są godni -
- •Vou entrar e sair com as mãos vazias.
- •I bucha gromki kto co śmiech.
- •Ilość mieszkańców sześćdziesiąt pięć groszy
- •Imienia nie plam zdradą"
- •I tłumiąc chichot
- •I lutnia ani brzęknie o szarej godzinie.
- •I unosi od spodu.
- •I samych poetów,
- •Irma. Brygida. Może Fryderyka.
- •I żal na śnione chleby.
- •I był śmiech, że mam ojca z kokardą na głowie.
- •I odpoczywam od żywych tajemnic.
- •I aparatu filmowego. Tak, zna te przyrządy.
- •I aparatu filmowego. Tak, zna te przyrządy.
- •I z tchem zapartym patrzą we wszystko im jedno,
- •I tylko któraś kostka świętuje we mnie rocznicę.
- •I stoi stojąc na stole.
- •I wybiegła ze sceny zaniepokojona,
- •I z konieczności muszę zachować powagę.
- •I jeszcze chwilę wypełnia nas radość
- •I czaszki dotykalne jak jutrzejszy księżyc.
- •Idź sobie, nie mam czasu.
- •I tylko bardzo już koniecznej reszty;
- •I mogłyby mnie dawno w niebo wziąć,
- •I nadmiar wiekuisty, I kłopoty,
- •I cokolwiek się dzieje, to tak jak za scianą.
- •I nie ma się gdzie podziać
I lutnia ani brzęknie o szarej godzinie.
Z braku wieczności zgromadzono
dziesieć tysięcy starych rzeczy.
Omszały woźny drzemie słodko
zwiesiwszy wąsy nad gablotką.
Metale, glina, piórko ptasie
cichutko tryumfują w czasie.
Chichocze tylko szpilka po śmieszce z Egiptu.
Korona przeczekała głowę.
Przegrała dłoń do rękawicy.
Zwyciężył prawy but nad głową.
Co do mnie, żyję, proszę wierzyć.
Mój wyścig z suknią nadal trwa.
A jaki ona upór ma!
A jakby ona chciała przeżyć!
Na powitanie odrzutowców Szymborska Wisława
Dzisiaj szybsi od głosu,
pojutrze od światła,
pgrzemienimy głos w zółwia
i światło w zająca.
Ze starej przypowieści
czcigodne zwierzęta,
zacna para od wieków
współzawodnicząca.
Biegałyście, biegały
po tej niskiej ziemi
popróbujcie wyścigu
na wysokim niebie.
Tor wolny. NIe będziemy
zawadzać wam w biegu,
bo odlecimy wscześniej
goniąc samych siebie.
Na wieży Babel Szymborska Wisława
- Która godzina? - Tak, jestem szczęśliwa,
i brak mi tylko dzwoneczka u szyi,
który by brzęczał nad tobą, gdy śpisz.
- Więc nie słyszałaś burzy? Murem targnął wiatr,
wieża ziewnęła jak lew, wielką bramą
na skrzypiących zawiasach. Jak to, zapomniałeś?
Miałąm na sobie zwykłą szarą suknię
spnaną na ramieniu. - I natychmiast potem
niebo pękło w stubłysku. Jakże mogłam wejść,
przecież nie byłeś sam. - Ujrzałem nagle
kolory sprzed istnienia wzroku. - Szkoda,
że nie możesz mi przyrzec. - Masz słuszność,
widocznie to był sen. - Dlaczego kłamiesz,
dlaczego mówisz do mnie jej imieniem,
kochasz ją jeszcze? O tak, chciałbym,
żebyś została ze mną. - Nie mam żalu,
powinnam była domyślić się tego.
- Wciąż myślisz o nim? - Ależ ja nie płaczę.
- I to już wszystko? - Nikogo jak ciebie.
- Przynajmniej jesteś szczera. - Bądź spokojny,
wyjadę z tego miasta. Bądź spokojna,
odejdę stąd. - Masz takie piękne ręce.
- To stare dzieje, ostrze przeszło
nie natruszająśc kości. - Nie ma za co,
mój drogi, nie ma za co. - Nie wiem
i nie chcę wiedzieć, która to godzina
Nagrobek Szymborska Wisława
Tu leży staroświecka jak przecinek
autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek
raczyła dać jej ziemia, pomimo że trup
nie należał do żadnej z literackich grup.
Ale też nic lepszego nie ma na mogile
oprócz tej rymowanki, łopianu i sowy.
Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy
i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę.
Nic darowane Szymborska Wisława
Nic darowane, wszystko pożyczone.
Toną w długach po uszy.
Będę zmuszona sobą
zapłacić za siebie,
za życie oddać życie.
Tak to już urządzone,
że serce do zwrotu
i wątroba do zwrotu
i każy palec z osobna.
Za późno na zerwanie warunków umowy.
Długi będą ściągnięte ze mnie
wraz ze skórą.
Chodzą po świecie
w tłumie innych dłużników.
Na jednych ciąży przymus
spłaty skrzydeł.
Drudzy chcąc nie chcąc
rozliczą się z liści.
Po stronie Winien
wszelka tkanka w nas.
Żadnej rzęski, szypułki
do zachowania na zawsze.
Spis jest dokładny
i na to wygląda,
że mamy zostać z niczym.
Nie mogę sobie przypomnieć
gdzie, kiedy i po co
pozwoliłam otworzyć sobie
ten rachunek.
Protest przeciwko niemu
nazywamy duszą.
I to jest to jedyne,
czego nie ma w spisie.
Nic dwa razy Szymborska Wisława
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.
Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.
Niebo Szymborska Wisława
Od tego trzeba było zacząć: niebo.
Okno bez parapetu, bez futryn, bez szyb.
Otwór i nic poza nim,
Ale otwarty szeroko.
Nie muszę czekać na pogodną noc,
ani zadzierać głowy,
żeby przyjrzeć się niebu.
Niebo mam za plecami, pod ręką i na powiekach.
Niebo owija mnie szczelnie